Chyba każdy, kto zajmuje
się rekonstruowaniem minionych epok wie, że o wiele trudniejszym od
odtwarzania dawnych strojów jest odtwarzanie dawnych obyczajów.
Zakładając zdobną suknię, mundur czy nawet prosty strój z ludu
nie wchodzi się automatycznie w skórę damy, żołnierza czy
służącej, i nawet nie o zdolności aktorskie tu chodzi, tylko o
dokładną wiedzę o życiu codziennym w epoce. A tę wbrew pozorom niełatwo
zdobyć. Weźmy na ten przykład zwykłą rozmowę - opracowania naukowe
o ile w ogóle są szerzej dostępne najczęściej są suche, filmy skażone współczesnym spojrzeniem na
człowieka, a powieści i dramaty z epoki często pisane są językiem
wysokim i raczej nie oddają ducha prozy życia. Jak i o czym więc rozmawiać, gdy chcemy być bardziej realni dla potencjalnego odbiorcy albo po prostu wczuć się w klimat? Można więc
rozmawiać współczesnym językiem o dawnych sprawach typu szycie, gotowanie czy czyszczenie broni (i tak jest najbezpieczniej), można też nieudolnie stylizować wstawiając randomowo w zdania archaizmy typu „azaliż”, „wżdy”, „waćpanna” itd. (i tak jest
najgorzej). Można też zajrzeć do książeczki Nicolausa Volckmara Viertzig Dialogi (w formie papierowej wydanego przez Wydawnictwo Uniwersytetu Gdańskiego) i znaleźć tonę
inspiracji ;)
This post will be about german-polish phrase book, so I guess it won't be interesting for the rest of the world ^^ So this time - only in polish.
This post will be about german-polish phrase book, so I guess it won't be interesting for the rest of the world ^^ So this time - only in polish.
ze strony klik |
A książka ta to po prostu rozmówki niemiecko - polsko - łacińskie. Czytelnie podzielone na kolumny i starannie posegregowane na działy tematyczne w zasadzie nie odbiegają wiele od współczesnych pozycji tego typu, i tak jak one napisane są potocznym językiem. O samym Volckmarze niewiele wiadomo,
pochodził z Hesji, był nauczycielem w gdańskim Gimnazjum
Akademickim i płodnym pisarzem. O potrzebie tego typu literatury
świadczy fakt, że rozmówki były wielokrotnie wznawiane, być może
nawet 28 razy, w tym ostatni raz w roku 1758.
A co w tych działach? Cudowności i samo życie :D
Z działu Jako szaty robić dają:
Panie ojcze, proszę, daj mi Wasz Mość nową szatę urobić na święta.
Bo mi się stara już zdrapała a pasamony, bramy się odproły.
Wszak jeszcze roku niemasz, jakom ci ją dał urobić.
Już temu dalej niżeli trzy lata, do tego nosiłam ją na każdy dzień.
Mogłabyś jeszcze dłużej w niej chodzić, kiedy byś umiała szczędzić.
Szczędzę-ć ja jako nalepiej umiem, a przecię się drze.
Dobrze by kupić, kto by pieniądze miał.
Ma Wasz Mość wielki wór pieniędzy, widziałam go ja dobrze.
Kiedy pani matka skrzynię była otworzyła.
Liczmany-ć to były. (tu drobniaki)
Wiem ci ja, co liczmany są, a co węgierskie złote.
Wieręś tak mądra?
Chłopcze, idź do kramarza, a proś go żeby mi przysłał sztukę prostego grubrynu, łokieć po siedmi albo po ośmi groszy.
Namilszy panie ojcze, daj mi Wasz Mość co dobrego i pięknego urobić.
A więc to nie piękne dosyć?
Ale, żebracyć tak [nie] chodzą.
A tyś co? Podobnoś szlachcianka?
Gburkaś ty.
Więc go też wyrzucę na ulicę, na gnojewisko.
Więc ja też tobie pięknie dam rózgą w dupę (pośladek).
Oto wam posyła cztery sztuki czworakiej maści, macie sobie wybierać, co się wam podoba.
Żono, podźcie a pomóżcie mi co nalepsze i nacudniejsze wybrać.
Szpetna to maść.
To cienkie jest i zda mi się wiotche i zleżałe.
Według mego zdania tedy to nalepsze.
Odnieś mu to zasię, pieniądze poślę mu jutro.
Zanieś do krawca, a daj sobie nową suknię urobić.
Dobry dzień, panie krawcze.
A czy macie też teraz wiele roboty?
Nie barzo wiele, tak po trosze.
Roboty dosyć, by się jedno robić chciało.
A co nam dobrego niesiecie?
Oto niosę trochę sukna i radabych miała nową suknią.
Tylko proszę, abyście mi co pięknego urobili.
Nie frasujcie się, lepiej ja to umiem, nieżeli burmistrz albo burgrabia.
Więc bierzcie miarę.
A jakoż chcecie mieć: długo czy-li krótko, ciasno czy-li szeroko?
Uczyńcie mi prawie w miarę, pięknie przestworno.
A kieszeni nie zapamiętajcie.
A rychło będzie gotowo?
Za tydzień, za dwie niedzieli.
Tak długo nie mogę czekać. Izali nie może być rychlej?
Mam jeszcze weselne szaty robić, a te mają być gotowe na przyszłą niedzielę.
Skoro one zgotuje, tedy wasze zaraz przykroję.
A gotowa moja szata?
Jeszcze nie.
Wiedziałam ci ja to dobrze, że to tak miało być.
Ale czemuście mi nie zgotowali?
Nie mogłem żadną miarą.
Czeladź moja powędrowała przecz, a do tego czasu nie mogłem żadnego towarzysza dostać.
Dzisiaj dopiero jednegom przyjął.
A kiedyś to wżdy będzie?
Za tydzień macie ją mieć za pewne.
By jedno pewno było.
Możecie mi wierzyć.
A suknia moja gotowa?
Gotowa, a czemuście dawno po nię nie przyszli?
Ukażcie, przymierzcież mi ją.
A do dosyć przestworna?
Ciasna mi około piersi.
Jeszcze się to rozciągnie.
A coście zarobili od niej?
Od roboty grzywnę.
Za jedwab pięć groszy.
Za pasamonów czterdzieści łokci, po trzy półgroszki, uczyni sześćdziesiąt groszy.
Za tuzin guzików trzy grosze.
Wszystko pospołu uczyni cztery grzywny i ośm groszy.
Nazbyt-eście wiele napisali.
Nie nazbyt, widzicie dobrze, że teraz wszystko drogo.
Jako przydziecie do miasta, tedy wieźmiecie pieniądze.
Zgodzę się ja dobrze z panem ojcem.
Oto macie pieniądze, grosz-em wam wytrącił.
Dziękuję wam za dobrą zapłatę.
Towarzyszom dajcie też co na piwo.
Kiedy wam czego będzie potrzeba, tedy przydźcie zaś do mnie.
Uff... Długie ale szkoda urywać w trakcie, bo to cała historia jest. Volckmar nie stronił też od humoru, choć czasem w nieco dosadnej formie:
Z działu Gdy rano wstają:
Słyszałam iżiś mowił we śnie, aboć się co śniło?
Śniło mi się, jakobych wór pieniędzy nalazł, powiedz mi co to znaczy.
Pewnie co zgubisz.
Z działu O weselu:
Stara baba bierze młodego chłopa, co jeszcze wąsika nie ma. Mogłaby być matką jego.
Stary siwy człowiek pojmuje młodziuchną dzieweczkę o ośminaście lat.
Chłop młody pojmuje starą, zgrzybiałą babę, co i zęba w gębie nie ma.
Widocznie była potrzeba używania podobnych wyrażeń.
i dalej z tego samego działu:
Powadzili się, pobili i posiekli się, że sromota i grzech o tym powiedać.
Jednemu rękę, kilka palców ucięto.
Drugi dostał ranę przez łeb, mało nie na piędzi.
Trzeciego postrzelono. Pan Bóg wie, jeśli się wyleczy.
Niewiasty i dzieci tak wrzeszczały, że człowiek i własnego słowa nie mógł usłyszeć.
A tobie nie dostało się też?
Nie, bom uciekł, skryłem się.
Bardzo przewidująco ze strony Volckmara, nie pominął żadnego aspektu porządnego wesela :) wyobrażacie sobie coś podobnego w dzisiejszych rozmówkach?
Z działu Jako szaty robić dają:
Panie ojcze, proszę, daj mi Wasz Mość nową szatę urobić na święta.
Bo mi się stara już zdrapała a pasamony, bramy się odproły.
Wszak jeszcze roku niemasz, jakom ci ją dał urobić.
Już temu dalej niżeli trzy lata, do tego nosiłam ją na każdy dzień.
Mogłabyś jeszcze dłużej w niej chodzić, kiedy byś umiała szczędzić.
Szczędzę-ć ja jako nalepiej umiem, a przecię się drze.
Dobrze by kupić, kto by pieniądze miał.
Ma Wasz Mość wielki wór pieniędzy, widziałam go ja dobrze.
Kiedy pani matka skrzynię była otworzyła.
Liczmany-ć to były. (tu drobniaki)
Wiem ci ja, co liczmany są, a co węgierskie złote.
Wieręś tak mądra?
Chłopcze, idź do kramarza, a proś go żeby mi przysłał sztukę prostego grubrynu, łokieć po siedmi albo po ośmi groszy.
Namilszy panie ojcze, daj mi Wasz Mość co dobrego i pięknego urobić.
A więc to nie piękne dosyć?
Ale, żebracyć tak [nie] chodzą.
A tyś co? Podobnoś szlachcianka?
Gburkaś ty.
Więc go też wyrzucę na ulicę, na gnojewisko.
Więc ja też tobie pięknie dam rózgą w dupę (pośladek).
Gerard ter Borch, Ojcowskie napomnienie, c. 1654 |
Oto wam posyła cztery sztuki czworakiej maści, macie sobie wybierać, co się wam podoba.
Żono, podźcie a pomóżcie mi co nalepsze i nacudniejsze wybrać.
Szpetna to maść.
To cienkie jest i zda mi się wiotche i zleżałe.
Według mego zdania tedy to nalepsze.
Odnieś mu to zasię, pieniądze poślę mu jutro.
Zanieś do krawca, a daj sobie nową suknię urobić.
Dobry dzień, panie krawcze.
A czy macie też teraz wiele roboty?
Nie barzo wiele, tak po trosze.
Roboty dosyć, by się jedno robić chciało.
A co nam dobrego niesiecie?
Oto niosę trochę sukna i radabych miała nową suknią.
Tylko proszę, abyście mi co pięknego urobili.
Nie frasujcie się, lepiej ja to umiem, nieżeli burmistrz albo burgrabia.
Więc bierzcie miarę.
A jakoż chcecie mieć: długo czy-li krótko, ciasno czy-li szeroko?
Uczyńcie mi prawie w miarę, pięknie przestworno.
A kieszeni nie zapamiętajcie.
A rychło będzie gotowo?
Za tydzień, za dwie niedzieli.
Tak długo nie mogę czekać. Izali nie może być rychlej?
Mam jeszcze weselne szaty robić, a te mają być gotowe na przyszłą niedzielę.
Skoro one zgotuje, tedy wasze zaraz przykroję.
A gotowa moja szata?
Jeszcze nie.
Wiedziałam ci ja to dobrze, że to tak miało być.
Ale czemuście mi nie zgotowali?
Nie mogłem żadną miarą.
Czeladź moja powędrowała przecz, a do tego czasu nie mogłem żadnego towarzysza dostać.
Dzisiaj dopiero jednegom przyjął.
A kiedyś to wżdy będzie?
Za tydzień macie ją mieć za pewne.
By jedno pewno było.
Możecie mi wierzyć.
A suknia moja gotowa?
Gotowa, a czemuście dawno po nię nie przyszli?
Ukażcie, przymierzcież mi ją.
A do dosyć przestworna?
Ciasna mi około piersi.
Jeszcze się to rozciągnie.
A coście zarobili od niej?
Od roboty grzywnę.
Za jedwab pięć groszy.
Za pasamonów czterdzieści łokci, po trzy półgroszki, uczyni sześćdziesiąt groszy.
Za tuzin guzików trzy grosze.
Wszystko pospołu uczyni cztery grzywny i ośm groszy.
Nazbyt-eście wiele napisali.
Nie nazbyt, widzicie dobrze, że teraz wszystko drogo.
Jako przydziecie do miasta, tedy wieźmiecie pieniądze.
Zgodzę się ja dobrze z panem ojcem.
Oto macie pieniądze, grosz-em wam wytrącił.
Dziękuję wam za dobrą zapłatę.
Towarzyszom dajcie też co na piwo.
Kiedy wam czego będzie potrzeba, tedy przydźcie zaś do mnie.
Uff... Długie ale szkoda urywać w trakcie, bo to cała historia jest. Volckmar nie stronił też od humoru, choć czasem w nieco dosadnej formie:
Z działu Gdy rano wstają:
Słyszałam iżiś mowił we śnie, aboć się co śniło?
Śniło mi się, jakobych wór pieniędzy nalazł, powiedz mi co to znaczy.
Pewnie co zgubisz.
Z działu O weselu:
Stara baba bierze młodego chłopa, co jeszcze wąsika nie ma. Mogłaby być matką jego.
Stary siwy człowiek pojmuje młodziuchną dzieweczkę o ośminaście lat.
Chłop młody pojmuje starą, zgrzybiałą babę, co i zęba w gębie nie ma.
Widocznie była potrzeba używania podobnych wyrażeń.
i dalej z tego samego działu:
Powadzili się, pobili i posiekli się, że sromota i grzech o tym powiedać.
Jednemu rękę, kilka palców ucięto.
Drugi dostał ranę przez łeb, mało nie na piędzi.
Trzeciego postrzelono. Pan Bóg wie, jeśli się wyleczy.
Niewiasty i dzieci tak wrzeszczały, że człowiek i własnego słowa nie mógł usłyszeć.
A tobie nie dostało się też?
Nie, bom uciekł, skryłem się.
Jan Steen, Kłótnia przy kartach jako luźna ilustracja do weselnej bijatyki ;) |
Bardzo przewidująco ze strony Volckmara, nie pominął żadnego aspektu porządnego wesela :) wyobrażacie sobie coś podobnego w dzisiejszych rozmówkach?
Takich smaczków jest w tej pozycji mnóstwo. Niestety, książka w formie papierowej, czyli czytelniejszej nie jest ogólnie dostępna, Gdańszczanie na pewno mogą wypożyczyć ją w BUG-u, jak się w innych miastach - nie mam pojęcia. Można też przeczytać oryginał w necie pod tym adresem - dużo więc zabawy z odcyfrowywaniem, ale moim zdaniem warto :)
O weselu było jeszcze, ze jak nieproszony jestes to nie laz tam bo cie rozgami wybija. Ja pamietam dosc duzą ksiege, masz ja wydaniu Kizika?
OdpowiedzUsuńmożna ją na pewno w BUG-u wypożyczyć, ale czy gdzieś kupić...? nigdzie w sprzedaży nie widziałam
UsuńJest na pewno w bibliotece PANu. Biblioteka wydała też taką broszurkę o słowniku Volcmara chyba w red Marii Babnis ( jesli dobrze pamiętam).
OdpowiedzUsuńKsiążeczka wydana przez Bibliotekę Gdańską PAN w serii "z Bonifaciem" nosi tytuł Gdy na folwark jadą, albo Wyborny zbiorek rozmówek Mikołaja Volckmara. Wstęp i opracowanie Maria Babnis, Gdańsk 1999
OdpowiedzUsuńWyborny zbiorek rozmówek Mikołaja Volckmara - bardzo chwytliwy tytuł :) można to gdzieś zakupić?
UsuńKsiążeczkę można nabyć w Bibliotece Gdańskiej PAN
OdpowiedzUsuń